wtorek, 22 listopada 2011
wtorek, 15 listopada 2011
From pijama land to Shanghai
sobota, 24 września 2011
poniedziałek, 11 kwietnia 2011
sobota, 2 kwietnia 2011
Zwiedzanie czas zacząć
Choć wiosna jeszcze nieśmiało zaznacza swą obecność, pierwszą wycieczkę mamy już za sobą. W planach miałyśmy świątynie lamajską, jednak dzień przed zbyt długo zabawiłyśmy w jednym z klubów, skutkiem czego nieco zaspałyśmy… Według przewodnika świątynia powinna być otwarta dla zwiedzających do godziny 17, więc mimo pobudki o 14 byłyśmy pełne nadziei, że jednak zdążymy. I zdążyłybyśmy gdyby nie fakt, że przewodnik nieco nas oszukał, bo świątynia okazała się dostępna do 16. Będąc na miejscu (jak się okazało) na pół godziny przed zamknięciem doszłyśmy do wniosku, że jednak nie tym razem. Na szczęście po drugiej stronie ulicy znajduje się Świątynia Konfucjusza, otwarta nieco dłużej. Cały kompleks świątynno muzealny nie zajmuje zbyt wiele miejsca, tak więc spokojnie zwiedziłyśmy go w niecałą godzinę. Zwiedzanie świątyni lamajskiej odłożyłyśmy na później (jakoś do tej pory nie możemy się zebrać, żeby w wolny dzień wyjść z domu przed 15, być może dlatego, że przed każdym wolnym dniem zwiedzamy tutejsze kluby).
Zdjęcia poniżej, a my się właśnie zbieramy do parku Beihai, zobaczyć Białą pagodę, która na szczęście dla nas otwarta jest do godziny 22.
środa, 30 marca 2011
Chic 2011
W ostatnich dniach, równolegle z tygodniem mody, odbywała się wystawa, targi (nie do końca wiem jak to określić) pod nazwą Chic 2011. W czasie kilku dni ich trwania przewinęły się tam chyba wszystkie zagraniczne modelki. Mnie również nie ominęła „przyjemność” brania udziału w tym przedsięwzięciu. Praca nie była może zbyt ciężka, ale z pewnością nużąca i irytująca. W ciągu dnia dwukrotnie, po godzinie, musiałyśmy stać jako żywe manekiny na wystawie stoiska danej marki, uśmiechając się do klientów i dając się fotografować każdemu komu przyszedł do głowy pomysł uwiecznienia nas na zdjęciach. A przychodził każdemu…. W związku z czym przez godzinę byłyśmy oślepiane błyskami flashy z każdej możliwej strony. Na szczęście godziny pracy mijały szybko, a między nimi miałyśmy sporo czasu dla siebie.
czas na obiad....
w czasie pracy najczęściej dostajemy takie oto specjały albo trochę syfu z McDonalda. Prawdę mówiąc czasami nie wiem co jest gorsze....
środa, 23 marca 2011
Uwaga na złodziei
wtorek, 22 marca 2011
Poczekalnia
Ale właściwie to ja nie o tym chciałam. Zastanawia mnie logistyka niektórych castingów - głównie tych w których uczestniczą zarówno lokalne modelki, jak i te zagraniczne. Nie wiem czy wszędzie tak to wygląda, ale w Pekinie kiedy mówią nam, że casting rozpoczyna się o 20, oznacza to, że od tej godziny będziemy czekać na miejscu kilka godzin aż skończą Azjatki. Za każdym razem tak jest, dlatego dziwie się dlaczego nikt nie wpadł na pomysł, żeby zagraniczne modelki i modele przyjeżdżali na późniejszą godzinę.
Na zdjęciach upamiętniłam naszą wczorajszą "poczekalnie" w jednym z pekińskich biur. Od godziny 19.30 do około 22 grzecznie siedziałyśmy czekając, aż zacznie się nasz casting.
czwartek, 17 marca 2011
Kochanie, mam dla Ciebie niespodziankę…
Po powrocie do domu, z przyklejonymi sztucznymi rzęsami i makijażem, którego nie powstydziła by się lalka Barbie, zostałam poinformowana przez moją współlokatorkę, że właśnie wychodzimy do klubu. Może to mój urok, może to zasługa wizażysty, ale zainteresował się mną pewien Rosjanin, obchodzący w klubie swoje urodziny. Przez kelnerkę przesłał mi róże i szampana, po czym jego brat postanowił mnie nieco ponękać. W stanie wskazującym na spożycie znacznej ilości alkoholu zaczął, najpierw w języku naszych wschodnich sąsiadów, następnie łamanym angielskim, namawiać abym z nimi usiadła i napiła za zdrowie jubilata. Niestety żadne moje odmowy do niego nie docierały, a próbowałam na różne sposoby, wspomniałam nawet o zazdrosnym mężu, bezskutecznie. Moje słowa trafiały jak grochem o ścianę, a delikwent zaczął mnie dosłownie zaciągać do stolika. Wtedy właśnie z pomocą ruszyła moja rosyjska współlokatorka. Po jednym jej zdaniu głuchy na moje odmowy mężczyzna cudownie odzyskał słuch i bez słowa zostawił mnie w spokoju. Zapytałam więc co mu powiedziała, na co ona, „że jesteś lesbijką”. Tak więc drogie panie, które będziecie czytać ten wpis, znacie już sposób na natarczywych Rosjan (i nie tylko).
(jak tylko zdobędę zdjęcia i będę się wstydziła ich pokazać, zamieszczę je na blogu)
niedziela, 13 marca 2011
Bonusy
Z tego też powodu, modelka wybierająca się na imprezę, nie musi się martwić, że w klubie wyda połowę kieszonkowego, bo większość rzeczy jest dla nas za darmo. Nie wiem czy tak jest we wszystkich klubach, są jednak miejscach o których wszyscy wiedzą i tam właśnie się spotykają. Z tego co wiem do niedawna również niektóre siłownie oferowały darmowe wejścia za okazaniem kompozytu (wizytówka modelki w formacie A5 z jej zdjęciami i nazwą agencji). Jeśli oszczędza się na jedzeniu, ciekawą opcją wydają się czwartkowe kolacje dla modeli w jednym z luksusowych hoteli. Wprawdzie nie byłam tam, jednak z relacji koleżanek wynika na to, że za siedzenie przy hotelowym barze i sączenie darmowych drinków w osobnym pomieszczeniu mamy do dyspozycji szwedzki bufet z różnymi przystawkami, owocami czy pizzą
Darmowe jedzenie i napoje to jeszcze nie wszystko. Znając odpowiednie osoby, modelki zatrudnione w klubach do ściągania innych modelek, można dowiedzieć się kiedy takie imprezy są płatne. Wówczas za siedzenie i bawienie się przez 4 godziny dostaje się 200 juanów płatnę od ręki. Choć brzmi idyllicznie ma to swoje minusy. Najpewniejszy klub, a raczej dyskoteka nienależny do najciekawszych. Znajdujący się w rosyjskiej dzielnicy lokal, o swojsko brzmiącej nazwie Las Vegas, to kwintesencja niechlubnych stereotypów o mentalności naszych wschodnich sąsiadów. Dużo, na bogato i bez gustu. Muzyka to mieszanka radiowych przebojów i rosyjskiego odpowiednika disco polo…. Sam lokal jest ogromny i urządzony z przepychem. Jednak właśnie przez tę jego wielkość i stosunkowo niewielką popularność czasami wydaje się, że jedynymi klientami są modelki którym klub płaci za obecność. Wisienką na torcie są tu regularne występy drag queen i skąpo ubranych tancerek. Płatne imprezy są jednak średnio trzy razy w tygodniu, więc będąc na wszystkich można zarobić 1,5 tygodniowego kieszonkowego co w bardziej obrazowym przeliczniku wychodzi nawet sześć par butów, pod warunkiem, że się dobrze targujemy
Jeśli bardziej niż o pewny zarobek chodzi nam o dobrą imprezę można wybrać się do Suzi Wong. Mnóstwo ludzi, świetna obsługa, drogi (darmowy) alkohol i dobra muzyka. Tu jednak nie wystarczy pojawić się w odpowiednim dniu aby otrzymać pieniądze (stawka w tym klubie to 250 juanów). Tu trzeba odpowiednio wyglądać, co dla właścicielk,i osobiście kontrolującej klientów, oznacza mocny makijaż, seksowny strój i wysokie szpilki. Za pierwszym razem gdy modelka przychodzi stosownie ubrana, jest obserwowana przez Suzi. Jeśli dobrze tańczy, jest kontaktowa i na polecenie właścicielki dosiada się do odpowiednio bogatych klientów, za kolejną wizytę może otrzymać pieniądze.
W sumie nic złego, ja jednak nie specjalnie się do tego nadaję, więc niemal całkowicie bez makijażu, w trampkach (całych czarnych, więc nie rzucały się zbytnio w oczy), dżinsach i t-shircie pojawiłam się w klubie aby się dobrze bawić.
(zdjecia pochodzą z Vegas, niestety w Suzi zapominam o zrobieniu zdjęć)
piątek, 11 marca 2011
China FW casting
Casting dla nas miał się zacząć po 14 (w pierwszej kolejności szły Chinki), przed nim miałyśmy jeszcze jeden, na którym ku memu zdziwieniu wybrali m.in. mnie, choć do końca nie wiemy do czego był ten casting. Tak czy inaczej uznano mój wybiegowy chód za przyzwoity, co przyznam podniosło tego dnia moje morale i pozytywnie nastroiło na resztę dnia.
Gdy przed 15 dotarłyśmy na miejsce Azjatki jeszcze nie skończyły, dodatkowo nasza agencja pokazywała się jako ostatnia, więc spędziłyśmy tam następne ok. 3 godziny. Niestety dla nas, impreza ta okazała się zbyt nużąca i długa dla niektórych z klientów, w związku z czym, zanim zdążyłyśmy wyjść część z nich postanowiła darować sobie ciąg dalszy. Choć nie wybrano żadnej z nas (występujących na końcu) jakoś nie specjalnie jestem zawiedziona czy zła. Chodzę coraz lepiej, co zostało docenione przynajmniej przez moją bookerkę i znajome modelki. Teraz mogę spokojnie i wciąż w dobrym nastroju iść na imprezę;)
sobota, 5 marca 2011
Kontrola musi być
czwartek, 3 marca 2011
Sztuka przetrwania w Pekinie
Mając tygodniowo 400kuai(juanów)na przeżycie nie jest trudno, nawet stołując się codziennie w całkiem niezłych restauracjach, schody zaczynają się gdy nie interesuje nas tylko przeżycie ale zakupy! Oczywiście chodzi mi o te bardziej interesujące czyli buty, ubrania, torebki (ale o tych kiedy indziej). Razem z moją współlokatorką Viką postanowiłyśmy maksymalnie zminimalizować wydatki na jedzeni, jednocześnie jedząc w miarę smaczne rzeczy.
Jako, że nasza kuchnia nie specjalnie nadaje się aby cokolwiek w niej gotować, rozpoczęłyśmy poszukiwania dobrej i taniej knajpki w pobliżu naszego mieszkania. Poradzono mi kiedyś, aby szukając restauracji kierować się węchem i ilością osób spożywających w tym miejscu. O ile z tym drugim nie ma problemu, z pierwszym jest gorzej bo nie zawsze idąc ulicą wiadomo skąd pochodzi zapach, potencjalnych miejsc jego źródła jest z byt wiele, a niektóry zbyt mało widoczne aby sprawdzać wszystkie. Do tej pory udało nam się przetestować jedynie kilka miejsc, niestety z mały powodzeniem. Pomijając trudności w komunikacji z pracującym tam personelem – nikt nie mówił po angielsku ani słowa, trudnością z odczytaniem menu – wszystko zapisane w chińskich znakach udało nam się zamówić całkiem niezłe pierożki podane na makaronie zalanym bulionem (jedynie pierożki były niezłe resztą zbyt tłusta i raczej bez smaku) w dodatku za bardzo przyzwoitą cenę 8 kuai czyli nieco ponad 3zł. Dodam, że porcje były na tyle ogromne, że zjadłyśmy po ok. 1/5 tego co dostałyśmy. Kolejnego dnia w tej samej restauracji miałyśmy nieco mniej szczęścia, choć udało nam się wytłumaczyć, częściowo po chińsku, częściowo z pomocą jakiegoś klienta, że chcemy kurczaka z warzywami, otrzymałyśmy nie do końca to czego się spodziewałyśmy. Kawałki kurczaka wprawdzie były jednak warzywa okazały się liśćmi czegoś, co nie do końca potrafię określić… Porcje były z resztą bardzo małe i kosztowała nas po 10kuai. Kolejna restauracja i kolejne rozczarowanie. To co otrzymałam za kilkanaście kuai i na zdjęciu wyglądało smakowicie, okazało się ryżem z sosem sojowym i czymś mięso podobnym. Kelnerka twierdziła, że to wołowina, ja jednak wolę nie wiedzieć jaka to część wołu była….
Dzisiejszy dzień tchnął w nas nową nadzieję. Robiąc zakupy w pobliskim markecie odkryłyśmy stoisko z chińskimi przekąskami, gdzie za kwotę 5 kuai nabyłyśmy ogromną porcję pysznego smażonego makaronu z warzywami, na tyle dużą, że spokojnie obie najadłyśmy się jedną. Poniższe zdjęcie przedstawia połowę porcji.
Zanim przyjechałam do Chin naczytałam się o trudnościach w znalezieniu odpowiedników naszego jedzenia. O tym jak inny od naszego jest chiński chleb a ten o zbliżonym smaku okropnie drogi. Owszem jest on inny, słodszy w smaku przypominającym chałkę, jednak w połączeniu z dżemem owocowym, który udało mi się znaleźć i kawą smakuje wyśmienicie i jest idealny na śniadanie. Dla miłośników sushi mających bardzo ograniczony budżet znalazłyśmy dziś rozwiązanie w postaci paczuszki z pozostałości po robieniu tego japońskiego przysmaku. Paczuszka jest nie za duża na zdjęciu leży obok telefonu dla lepszego zobrazowania jej rozmiaru i kosztuje ok. 3 kuai.
*swoją drogą zakupy w Chinach przypominają rosyjską ruletkę, nawet jak mniej więcej wiesz co kupujesz, nigdy do końca nie wiesz jak będzie to smakować, dla wybierających się do Kraju Środka doradzam nie kupować chińskich parówek....
Udało się:)
poniedziałek, 28 lutego 2011
Pierwsze koty za płoty
PS. dziękuję mojemu ukochanemu za pomoc przy wrzucaniu wpisów na bloga.